Co z tymi facetami jest nie tak?!

Zwykle zaczyna się tak. Jesteś niesamowita, nigdy się tak wspaniale nie czułem przy żadnej kobiecie, jesteś wyjątkowa, słuchasz mnie, nareszcie mogę się przed kimś wygadać! Nigdy nie przeżyłem takiego zbliżenia jak z Tobą, jesteś kochanką doskonałą, gdybym tylko mógł, to dla Ciebie zostawiłbym żonę… Wow! Chyba każda kobieta skusiłaby się, gdyby słyszała takie słowa codziennie. No, może nie każda. Ja się jednak skusiłam! Dobrze, czy źle? Dzisiaj, po tym, co od niego usłyszałam, to już tylko fatalnie… Ale od początku. Poznałam go w pracy, bo jakżeby inaczej. Tyle godzin spędzam w biurowcu, tyle osób spotykam na korytarzach, na papierosku przed budynkiem… No i kiedyś po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że jest naszym podwykonawcą. Od rozmowy pół-służbowej przeszliśmy do bardziej osobistych tematów. Ucieszyłam się, gdy zaprosił mnie na kolację. Bo, jestem już parę lat po rozwodzie i położyłam na sobie krzyżyk, straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś ułożę sobie życie, nie miałam czasu na romanse, bo dzieci i praca to czasem bardzo trudne do pogodzenia. No, ale stało się! Podczas pierwszej kolacji wyznał nieśmiało, że on też ma dziecko, synka. Lampka ostrzegawcza się zapaliła, ale było tak miło, wino tak dobre, on taki cudowny, że lampka zgasła. Zaczęliśmy się spotykać. Zbliżały nas coraz bardziej wspólne tematy. Wiadomo. Dzieci. Temat rzeka. On zawsze taki delikatny, czuły. O poranku słodki buziak na dzień dobry w SMS-ie. W ciągu dnia również. Wieczorem długa pogawędka o tym jak komu minął dzień, że tęsknię za tobą, że może warto pójść dalej… Dalej, to już się domyślacie co było? Gorący seks! Gdy tylko udawało mi się „sprzedać” dzieci ich tatusiowi. Przyjeżdżał po mnie z kwiatami, szliśmy na kolację albo do kina, a potem do mnie. Przyzwyczaiłam się już do niego. Pierwszy zgrzyt. On jest żonaty. Dowiedziałam się tak jakoś mimochodem. Odebrałam dziwny telefon. Z gatunku milczących. Potem on powiedział, że nie będzie go przez parę dni, że mam do niego nie dzwonić, sam się odezwie, sam się znajdzie. Ale, że co??? No, bo wiesz, żona się ode mnie wyprowadziła, zabrała syna ze sobą, muszę jakoś odzyskać dziecko, jakoś to poukładam. Ale pamiętaj, kocham Cię. Przepłakałam noc. Jedną, potem drugą. Ale, myślałam sobie, prawdziwa miłość sobie z tym poradzi, nasze uczucie jest inne, damy radę! Po tygodniu wrócił jak zbity pies. Powinnam była go wyrzucić, ale w tamtym czasie już go kochałam nieprzytomnie, całą siłą zranionego wcześniej przez byłego męża serducha. Pomyślałam sobie nawet, że jesteśmy na dobrej drodze, bo skoro żona się wyprowadziła, to teraz on się szybciutko rozwiedzie i będziemy wreszcie razem. Planowałam nawet poznanie go z moimi dziećmi i z moimi koleżankami. Wyobrażałam sobie, że wreszcie tego Sylwestra spędzę z mężczyzną, że wreszcie się wytańczę, że pokażemy światu naszą miłość. Drugi zgrzyt był już nie do przejścia. Zniknął na tydzień. Nie dzwonił, nie odbierał telefonu. Gdy przyszedł, powiedział, że jego żona jest w drugim miesiącu ciąży. Ale jak? Przecież się wyprowadziła. Tak tylko mówił. Jakoś pokrętnie mi się tłumaczył, że tak, że z nią nie mieszka, ale że kiedyś byli razem u rodziny, że za dużo wypił, że możliwe, że się z nią przespał. To ty nie wiesz, czy to jest twoje dziecko? No, chyba moje, ale nie pamiętam… Dżizas… Nie ogarniam tego faceta… Jak można nie wiedzieć, że się z kimś spało! Bzdura jakaś! A tyle marzeń, tyle planów z nim wiązałam…
Jak się zapewne domyślacie, to historia jedna z wielu. Zastanawiam się, dlaczego mężczyźni wymagają od nas wierności, zaangażowania na pełne sto procent, oddania, pasji w związku, a sami udają, że już się rozwodzą, robią nam nadzieję, że ułożymy sobie z nimi życie, a tak naprawdę to mają w nas tylko miłą, atrakcyjną odskocznię od własnego smutnego życia. Jesteśmy dla nich tylko pięknymi ptakami, albo kwiatami, zabawkami. A gdy prawdziwe życie wkracza do akcji, to oni się chowają w skorupę i odchodzą z podkulonym ogonem, a na ich drodze znowu staje kobieta, pełna współczucia, empatii, pasji i znowu kolejna nabiera się na starą bajkę, że on jest nieszczęśliwy, że żona go nie rozumie, że on z nią nie sypia, że jest z nią tylko ze względu na dziecko, potem na dwoje… Troje?

Przytuliłam Przyjaciółkę do serca, szepnęłam do ucha: witaj w klubie, nie jesteś sama… Spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie, ale przecież ciebie mąż nie zdradza, no nie, ale to nie znaczy, że nie mam za sobą podobnego doświadczenia, gdy zaufałam mężczyźnie, zakochałam się po uszy, a gdy już dla mnie nie było odwrotu usłyszałam: ależ kochanie, ja ci nic nie obiecywałem, miałem być ci tylko pomocą, dobrą radą, a nie celem samym w sobie…

Taaa…. Męskie kłamstwa … Kobiety też kłamią, oczywiście, ale o tym w innej opowieści…