Czego nigdy nie będzie mieć kochanka?

Czasem zazdrościmy komuś pięknych prezentów, drogich ciuchów, biżuterii… Taka zazdrość to nic złego, może po prostu podobają ci się piękne rzeczy? Czasem zastanawiam się skąd koleżanka raczej z klasy średniej, pracująca w biurze, z pensją równą średniej krajowej, z kredytami na głowie i oczywiście rodziną, nagle występuje w kreacji, że mówię jej : WoW! Ależ wyglądasz! A ona tajemniczo mruczy mi do ucha: dostałam… Od kogo? No, wiesz… Spotykam się od pewnego czasu z takim jednym. I to prezent od niego. No, no, no – ma facet gust. I zaczynam jej zazdrościć tej uwagi, tych miłych gestów, tych wyjazdów w fajne miejsca, namiętnych nocy, seksu o poranku, wspólnych gorrrrrących zbliżeń pod prysznicem… No, moja wyobraźnia niesie mnie w kierunku scen prawie jak z Greya, albo i lepszych. Hi, hi, hi… A potem myślę sobie, czego ona nigdy mieć nie będzie…

  • Nigdy nie dowie się, że on jest w szpitalu, że miał wypadek i jest nieprzytomny, pod tym punktem można wpisać wszystkie życiowe sytuacje, które zdarzają się nagle i niespodziewanie i gdy on nie ma fizycznej możliwości, by zawiadomić ją o tym, co się stało. No, bo niby jak ma to zrobić? W książce telefonicznej jego telefonu, jej numer znajduje się pod imieniem jego kolegi, albo nazwą firmy, a raczej na pewno, nie jest to „Misiaczek”, „Koteczek”, „Słoneczko” … Wykręcając „Słoneczko” prawie na pewno będzie to telefon do żony.
  • Nigdy nie odwiedzi go w szpitalu, gdyby jakimś cudem dowiedziała się na przykład od wspólnych znajomych, że on wylądował na chirurgii po wypadku, to nie pójdzie do niego z porcją domowej zupy, bo taką zupę to przynoszą mu z domu żona i dzieci.
    Jeśli już jakimś cudem znajdzie się w tym szpitalu, to tylko, jako osoba towarzysząca. Bo udało jej się namówić jego kolegę z pracy by ją zabrał. Zaryzykowała tym samym odkrycie jej związku. A tego to on nie zaakceptuje, bo przecież tak dobrze to ukrywają
  • Nie dowie się, jakim człowiekiem jest, na co dzień – może w tych krótkich momentach, gdy są razem będzie wydawać się, że umie po sobie posprzątać, że umie gotować…, ale nie zobaczy go, gdy jest zmęczony po pracy, czy składa skarpetki czy też rzuca je na środek pokoju…
  • Nie może do niego zadzwonić, gdy jest jej źle – no, bo jak mają porozmawiać przed północą, gdy ona ma akurat doła, pije wino, jest sama w domu, a on jest w swoim domu, ze swoją żoną…
  • Nie może podzielić się z nim swoją radością, bo akurat on jest w swoim domu, ze swoją żoną
  • Nie spędzi z nim żadnych świąt, bo święta to dni dla rodziny, bo wtedy on jest cały skupiony na dzieciach i swoich krewnych, a ona będzie sama siedzieć przy stole i patrzeć na jego zdjęcie w telefonie…
  • Nie będzie mogła wybrać terminu spotkania, bo to zawsze on planuje kolejne spotkania, bo to on musi coś naściemniać w domu, by wyjechać do niej…

Czy dla tych krótkich momentów, kiedy są razem warto poświęcić swoje codzienne życie? Czy te przebłyski namiętności można nazwać miłością? Czy to, że jest na jego każde zawołanie daje jej radość? Czy warto? Czy warto jej zazdrościć tych drogich prezentów?

Zawsze warto zrobić bilans, po jednej stronie napisać, co mi daje dany związek, jakie potrzeby moje zaspokaja, czy jestem w nim szczęśliwa, a po drugiej stronie zapisać, czego mi brak, jakie emocje długo w sobie tłumione on wyzwala… I gdy plusy i minusy się zbilansują, mamy odpowiedź na pytanie czy warto. Pod warunkiem, że będziemy ze sobą szczerzy, aż do bólu i że odłączymy od tego procesu serducho i emocje. Tylko, czy o naszych związkach decyduje Rozum? Ha, ha, ha …