Depilacja

Czy pamiętacie jak córka Judyty z „Nigdy w życiu” mówi do szykującej się na randkę z Adamem matki: mamo, ale jeszcze depilacja. A Judyta z dumą podciąga połę szlafroka i z dumą pokazuje ogolone nogi. Tosia patrzy z dezaprobatą i mówi: ale nie tylko nogi… No właśnie, jak to jest z depilacją? Jak kto woli, jak kto lubi, jak komu pasuje.
Osobiście jestem za. Mój Mężczyzna też. Ba, uwielbia mnie w tych miejscach gdzie skóra jest absolutnie gładka. Jakiś czas temu poprosiłam go, by również się wydepilował. Gdzie? No właśnie tam. ☺ Sprawdziło się idealnie, bo chyba nie ma nic gorszego jak lizanie futra. Brrr… kotem nie jestem. Nie lubię.
A teraz do rzeczy. Jest kilka, a może teraz to już i kilkanaście sposobów na pozbycie się niechcianego owłosienia, zarówno damskiego jak i męskiego. Sposoby do zastosowania przez oboje partnerów, w zależności od zasobności portfela, jak i stopnia odporności na ból. A co, myślicie, że to nie boli? Haha, chyba nie słyszałyście mnie jak darłam, że się tak wyrażę, ryja w gabinecie kosmetycznym. Tak, to było moje pierwsze i jedyne jak dotąd spotkanie z woskiem w strefie bikini. Na nogach stosowałam i jakoś da się to przeżyć, szczególnie, gdy woskowanie nóg zafundowała koleżanka w towarzystwie jeszcze kilku koleżanek, gdy przy dużej ilości wina zastosowałyśmy stary arabski sposób. Wystarczy podgrzać cukier, do momentu aż zamieni się w jednolitą masę, dodać trochę soku z cytryny i taką masę nakładać, gdy nieco przestygnie, na nogi. W innych miejscach nie próbowałam. Nie powiem czy boli. Nakładamy taką masę, przyklepujemy, czekamy i … zrywamy jednym energicznym ruchem pod włos. No… Wrzaski gwarantowane! Przypomnijcie sobie inną scenę z filmu. Tym razem, „Czego pragną kobiety” z Melem Gibsonem, gdy ten testuje na sobie różne kobiece produkty, między innymi plastry woskowe. Pamiętacie? To nie polecam. No chyba, że ktoś lubi. Mój mężczyzna zdecydowanie mówi: NIE. Spokojnie znosi tylko golenie. I robi to już teraz sam, bez przypominania. Czyżby jemu też się podobało, to, co mi? Mrrrrr… Jak najbardziej!
Golenie nóg, pach i stref intymnych – najtańszy, najszybszy, ale i nie najlepszy sposób, przynajmniej w moim wydaniu. Sam proces wymaga niezłej gimnastyki i lusterka. Na pewno wiecie, o co chodzi. Nie będę szczegółowo wyjaśniać. Mankamentem, jak dla mnie jest fakt, że włoski i tak szybko odrastają, a co gorsza wrastają. No i pojawia się problem małych, a czasem i nie małych, krostek, które przy potarciu, otarciu lubią się zamieniać w ropiejące plamki. Lato, bikini i takie coś na wewnętrznej stronie ud? A fe… Brr. No, nie dla mnie. A czemu tak się dzieje? Bo skóra w naszych wrażliwych miejscach jest delikatniejsza, a ostrze żyletki ją podrażnia, dodatkowo, gdy nie należycie do tych najszczuplejszych osób, a ja się nie zaliczam, to i ciągłe pocieranie uda o udo też raczej nie pomaga, by małe podrażnienie spokojnie się wygoiło. Dodajcie upał, pot, kurz, bieliznę z różnego rodzaju syntetyków i kłopot się rozrasta do problemu.
Kremy do depilacji – w domowych warunkach całkiem atrakcyjny wariant. Należy tylko uważać, czy nie uczulają, nie powodują alergii, bo wtedy zamiast pięknego gładkiego ciała konieczne będzie leczenie u dermatologa, jeśli się do niego dostaniecie na tyle szybko, by uratować skórę.

Laser – jakby tak uwierzyć w zapewnienia salonów, że tylko kilka zabiegów wystarczy by cieszyć się gładką i zadbaną skórą, to kłopot z głowy. Spójrzcie jednak na ceny. Jak dla mnie zapora nie do przebycia. Od 199 zł za strefę. Czyli za bikini to jedno, za nogi to drugie tyle, za pachy następne 199 zł. I tak kilkakrotnie. A zapewne i wielokrotnie. Nic dziwnego, że Madonna na depilację wydaje setki tysięcy dolarów w rok. Nie jestem Madonną, chociaż jak to nie jestem? ☺ Zatem wracam na Ziemię. Szukam dalej.
Fotodepilacja – i tu nareszcie jestem w domu. Kosztowo do przeżycia. W przedziałach 120-150 zł za strefę bikini. Potrzeba około 7-10 zabiegów, by poczuć nową, gładką skórę. Mi wystarczyło 7 i zobaczyłam, że już nie rosną, a jeśli po dwóch miesiącach coś wyrosło, to nieregularne i słabiutkie, na tyle, że jedno machnięcie maszynką wystarczyło by się tego pozbyć.
No to wybierajcie… Zawsze można zostać z włosami… Hihi… Na głowie.