Dzieci a wesele

Dzieci na weselu

Jakiś czas temu, zapewne z powodu rozpoczęcia sezonu ślubnego przez nasz internet przewinęła się dyskusja na temat czy małe dzieci na weselu są mile widziane i się zaczęło. Biedna przyszła panna młoda została odsądzona od czci i wiary, że jak to śmiała zaprosić na wesele gości, ale bez dzieci. Trudno określić w jakim wieku dziecko na weselu jest akceptowalne, ale zakładam, że chodziło o takie, które jak najbardziej wymaga opieki dorosłych i to stałej. 

Postanowiłam i ja odnieść się do tematu. Od razu powiem, że pomysł dziecko na weselu to nie moja bajka. Sorry, ale już wyjaśniam, dlaczego i to z punktu widzenia dziecka (no może nie dziecka, a nastolatki). 

Jako pannica, tak jakoś w wieku lat 14–stu aspirowałam już raczej do bycia dorosłą i za taką mnie większość rodziny uważała, bo byłam idealną babysitterką (czyli nianią) dla mojego młodszego cioteczno-wujeczno-stryjecznego młodszego rodzeństwa. ☺ O ile pobyt nad morzem albo nad jeziorami u cudownej cioteczki był jak najbardziej świetną zabawą, to już wesela zaliczam do gatunku horrorów. Bo… No bo jak jesteś już taka odpowiedzialna, co udowodniłaś podczas wakacji opiekując się dwójką młodszego rodzeństwa, to tym bardziej dasz radę z gromadką pięciu? Sześciu? Siedmiu? Dziesięciu maluchów? Ale nie martw się, będziemy do Ciebie zaglądać, będziemy Cię zmieniać, żebyś i Ty mogła potańczyć, coś zjeść w spokoju. Noooo… teoria ☺ W praktyce wyglądało to tak, że tańczyłam, a i owszem, ale w kółko graniaste, albo z siostrzyczką na rękach, jadłam, noo, przy stole z jednego talerza z mamą, bo zapomnieli o dzieciach albo na dziecięcym stoliku były same ciasta i słodycze. No i byłam sama z tym towarzystwem. Tematy do rozmów jak sami rozumiecie – arcy ciekawe ☺ 

Pożaliłam się i wystarczy ☺ a teraz do ad remów, jak mawiał klasyk. 

Dlaczego mówię „NIE” dzieciom na weselu : 

  • Dzieci mają swoich rodziców i to rodzice są za nie odpowiedzialni. Koniec i basta. A jako odpowiedzialny rodzic powiem, że dobra zabawa rodzica połączona z tańcami i piciem alkoholu nijak się ma do sprawowania opieki nad dzieckiem. I na to jest nawet jakiś paragraf w kodeksie opiekuńczym (czy czymś podobnym). W każdym razie za nieprawidłowy nadzór nad własną albo co gorzej cudzą pociechą można odpowiedzieć przed sądem. No i po co Ci taka przyjemność? Właściwie tym punktem wyczerpałabym temat, bo w swawolach weselnych wszystko się może zdarzyć a rodzic jest też od tego aby przewidywać takie sytuacje, no ale idźmy dalej. 
  • Specjalne menu dla dzieci na weselu, to dodatkowy koszt dla młodych, a jak się trafi jakiś alergik, to już w ogóle histeria gotowa, bo zjadł orzeszka, bo gluten się trafił, bo za dużo coli, cukru itp. itd. No i zastanówcie się jak wytłumaczyć dziecku, że nie wolno dotykać niczego na stole, niczego stamtąd nie brać? No chyba, że oczy dookoła głowy, ale to już nie wesele tylko tortury. 
  • Niebezpieczeństwo wypadku – ruszcie swoją wyobraźnią! Gorący barszczyk z pasztecikiem, albo flaczki, tak bardzo popularne na weselach, w kokilkach albo na talerzach na stole i biegające stadko dzieci, wystarczy jeden ruch, chwila nieuwagi i poparzony delikwent ląduje… no właśnie gdzie ląduje? Zazwyczaj panna młoda ma najwięcej siły i jest najbardziej trzeźwa i to ona dzwoni na pogotowie i ogarnia pierwszą pomoc! Czy ja to zrobię swojej Siostrze? Przyjaciółce? Absolutnie nie. 
  • Wypadek z kelnerem – to wypadek specjalny, bo uczestnikiem jest osoba obca, w dodatku zatrudniona do obsługi i na pewno nie jest na weselu niańką, a często to kelnerzy organizują dzieciom atrakcje. I teraz wyobraźcie sobie pozew szalonej madki (specjalnie tak piszę, bo matka do tego nie dopuści, a madka usiłująca być madką celebrytką na weselu i pokazać się wszystkim jaka to ona jest zaje..fajna, jak najbardziej) wobec tego kelnera, który niosąc sześć talerzy z gorącymi daniami na każdym ramieniu, zderza się z pędzącą po podłodze dwuletnią kulą armatnią w osobie Waszego dzieciaka??? Kto jest winien, że kelner i dziecko poparzeni? No przecież to tylko dziecko, powinien był uważać. A ja myślę, że to madka powinna uważać na dziecko. 
  • Pierwszy taniec młodej pary – dżizas, ile to godzin oni spędzili na sali prób, ile kasy na to poszło, by stworzyć kompozycję idealną, trening czyni mistrza przecież. I już gra muzyka, On bierze Ciebie w ramiona, jest bosko, tak o tym marzyłaś, zapadasz się w Jego oczach, tylko Wy na parkiecie. WOW! Magia! Magia? Naiwna! Otóż nie, bo córeczka Twojej cioteczno-ciotecznej  stryjecznej siostry właśnie chce Ci pomóc w tańcu, wchodzi na parkiet, łapie za Twój welon, zrywa go, tracisz rytm, czar pryska, potem jest tylko gorzej, bo dziecko nie reaguje na polecenia madki i nadal tańczy Ci pod nogami, a gdy wreszcie zostaje zabrane z parkietu wyje w niebogłosy. Magia prysła, tańca raczej nie powtórzycie, uśmiechacie się wymuszenie a Tobie łzy kapią po policzkach. Za to madka jest z siebie dumna, bo zdążyła sfilmować swoje cudownie uzdolnione dziecko w tańcu z księżniczką. Wrrrr… zabiję madkę! 
  • Dekoracje weselnej sali – baloniki? Och, to przecież idealna zabawka, będą wisiały nad Wami zapewne pięć go góra dziesięciu minut, bo ten tabun dzieciaków przeleci i tylko smutnie zwisające kondomiki przypomną Ci jak było pięknie i ile to kosztowało. 
  • Twój pokój do wypoczynku – młodzi oraz świadkowie w domu weselnym zawsze mają pokój albo apartament do swojej dyspozycji. Goście już raczej nie, no chyba, że każdy ma miejsce w hotelu, ale nie zawsze jest to możliwe. I gdy około trzeciej nad ranem chcesz zmienić sukienkę, poprawić makijaż, albo nawet chwilę poleżeć, bo stopy już lekko puchną, wchodzisz do apartamentu a tam na łóżku: troje maluchów zmęczonych śpi sobie w najlepsze. Ale jak tam trafiły? No jak? Normalnie. Madka poprosiła Twojego męża, że to tylko na godzinkę, że zaraz wychodzą, że zabiorą i takie tam inne pierdoły mu nawciskała, a jemu zabrakło asertywności i nie odmówił i teraz masz w sypialni żłobek, a madka świetnie się bawi. Twój komfort się nie liczy dla niej wcale. 

Argumentów na „Nie” zapewne jest jeszcze dużo więcej. Każdy z nas podejmuje decyzje samodzielnie i jak mu pasuje. Aaaaa, jest jeszcze jeden argument, bo już słyszę, że nie wypada tak rodziny traktować. Mhm, i tak wszystkim nie dogodzisz, zawsze znajdzie się jakaś ciotka, co Cię obgada wśród rodziny, bo wizytówki krzywo stały, bo wódka nie miała kokardki różowej tylko białą, bo byłaś za gruba, za chuda, za wyzywający był makijaż a pazury…. No. Już wiesz. A jak nie dogodzisz, to choć sobie zrób dobrze ☺ I nie przejmuj się zdaniem innych. 

Udanego walcowania na weselu życzę ☺