Jestem Kochanką i dobrze mi z tym…

Uprzejmie donoszę, aczkolwiek ze wstrętem, tak kiedyś zaczynały się donosy anonimowe do władz, że Kowalska się puszcza, że Nowakówna późno wraca do domu, a ta Zielińska to w ogródku nielegalnie hoduje zioło… Dobrze, że te czasy już nie wrócą, chociaż kto to wie. Zatem, doszły mnie słuchy, że moje zachowanie nie jest w porządku, bo najpierw powinnam dla dobra dzieci zakończyć mój związek, a potem dopiero szukać nowego, że to się wyda i co dalej, jak długo można ciągnąć taki romans, co bym zrobiła, gdyby mój mąż „tylko” sypiał z inną kobietą? Powiem tak… ulżyło mi! Bo jak na razie nikt nie wyskoczył z tekstem typu: Ty grzesznico! Biegiem się wyspowiadaj! I proś o przebaczenie i posyp głowę popiołem! Nie mam takiego zamiaru! Wcale! Odpowiadam za siebie, za swoje szczęście i za swoje życie! SAMA!
Jak się ma dwadzieścia lat, to świat jest taki piękny cukierkowy, taki różowy i w kwiatki, decyzje są łatwe i proste, bo dobro to zawsze dobro, a zło zawsze trzeba zwalczać. Jestem z facetem w związku. Zdradza mnie, no to srruuuu… rzucam chama i po kłopocie. Tego kwiatu jest pół światu. Wychodzisz na imprezę i wracasz z nowym chłopakiem i myślisz sobie: Wow! Teraz to już się uda! On jest taki cudowny! I motylki wariują i masz klapki na oczach. Stopniowo, z biegiem lat, życie weryfikuje nas i nasze poglądy. Każda decyzja wymaga już namysłu, zrobienia bilansu, co z tego będę mieć, a co mogę stracić. Dochodzi odpowiedzialność już nie tylko za siebie – singielkę, ale za siebie – matkę, żonę i … Kochankę. Dorabiasz się z mężem mieszkania na kredyt, samochodu, dzieci dorastają, wpadacie oboje w rutynę, już coraz mniej czasu dla siebie, dla niego. Kiedyś razem chodziliście po górach, robiliście zdjęcia, chodziliście do kina, a teraz jedno dziecko zasmarkane, drugie zarzygane, pies skulony w kącie i piszczy, bo nikt go nie wyprowadził, mąż miał przykrą rozmowę z szefem i też jakiś taki nabuzowany, a ty miotasz się wokół tego wszystkiego i myślisz: mam dość! Ale, hola, jak to? Ty masz dość? Ty musisz być zawsze spięta, zwarta i gotowa, ba jeszcze do tego dobrze wyglądać, bo przecież też pracujesz z ludźmi. Jak znaleźć czas dla siebie? Próbujesz przeorganizować życie, podejmujesz rozmowę: kochanie, wiem, że ledwo żyjesz, ale Pikuś piszczy, weź dzieciaki i psa na spacer. Taa… Zaraz… I mija godzina. Bo przecież on zaraz skończy swoje zajęcie. Pies już prawie narobił na dywan. Kochasz tego malucha, więc zbierasz się szybko, zostawiasz niedogotowany obiad, ten, co ma być dopiero na jutro, ale robisz dziś, bo przecież jutro nie będzie czasu i lecisz. Zostawiasz dzieciaki pod opieką sąsiadki na placu zabaw i sama masz wreszcie czas dla siebie, no, bo pies wszystko rozumiejąc daje ci siebie na wyłączność. Masz czas na myślenie, ale nie o sobie. O nie! Myślisz, czy ustawiłaś zlecenie w banku, czy na pewno firma przeleje ci kasę 30-ego, bo wtedy wchodzi rata kredytu do zapłacenia, sprawdzasz kurs franka. O, ja cię! Znowu urosło. Rata też. Wzięliście dwieście tysięcy, a do spłaty zostało jeszcze trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć… Zapętlasz się coraz bardziej. Ale już wiesz, że tak się długo nie da. Dobra, muszę pogadać z mężem. Kochanie, jestem nieszczęśliwa! Babo, oszalałaś! Mam firmę, zarabiam, mamy super duży dom, ogród, masz swój samochód! Czy ja ci zabraniam kupować ciuchy? A te kremy? A te buty? Kochanie, ale ja nie czuję już nic do ciebie, coś się wypaliło. Nie zauważasz mnie, nie rozmawiamy ze sobą. Jak to? A teraz, co robimy? Teraz, to sobie wypominamy. Przypomnij sobie, kiedy kupiłeś mi kwiaty? Jak to, kiedy? A co masz dziś urodziny? A kiedy dostałam od ciebie buziaka na dobranoc? Wzruszenie ramion. Koniec rozmowy. W łóżku oglądasz jego plecy. Na nic twoja seksowna koszulka, nawet nie zauważył. Myślisz sobie, źle się do tego zabrałam, nie jestem bez winy, przecież też się ostatnio nie starasz. Katujesz się wyrzutami sumienia. Dobra, teraz będzie inaczej. Mówisz: dzień dobry kochanie, życzę miłego dnia i cmokasz go w policzek na pożegnanie. Ładujesz dzieciaki i jedziesz z nimi do szkoły, a dalej sama do pracy. I tam spotykasz kolegę, znasz go od lat, ale dziś jakoś tak inaczej na ciebie spojrzał. Zainteresował się, że masz podkrążone, od niewyspania, oczy. Zaczynacie rozmowę przy kawie. Rytuał się powtarza. Powoli się otwierasz, opowiadasz, że bardzo kochasz swojego męża, ale nie umiesz do niego dotrzeć, że nie zwraca na ciebie uwagi. Dostajesz pierwsze męskie rady. Stosujesz w praktyce. I …nic. Mąż tkwi w swoich sprawach, informuje cię tylko, że w weekend to będzie impreza u Ryszardów, kup im coś w prezencie i przygotuj się jakoś tak lepiej. Acha, czyli masz się zrobić na bóstwo. I potem stać w kuchni z innymi paniami, podczas gdy panowie omawiać będą swoje bardzo męskie, nudne sprawy. Z czasem coraz bardziej lubisz tego kolegę z pracy. On też opowiada ci o swojej rodzinie. Razem zastanawiacie się, na razie w żartach, jak to będzie być razem. Jak się rozwieść i ułożyć sobie nowe życie. I tu … KONIEC BAJKI.
Wracamy do rzeczywistości: kredyt we frankach sam się nie spłaci, żaden bank nie zwolni dobrowolnie jednego kredytobiorcy, gdy ma dwóch! Może i macie dom, ale ceny nieruchomości ostatnio spadły i gdyby go sprzedać, to nie wystarczy na dwa mieszkania, jedno dla ciebie a jedno dla męża. Przecież po rozwodzie, gdzieś musicie mieszkać. Najlepiej oddzielnie. Kolejny puzelek do układanki – tracisz pracę, już nie możesz sama utrzymać dzieci, alimenty nie są znów takie wysokie, bo wydał się twój romans z kolegą i rozwód jest z twojej winy. A i kolega wcale nie myślał, żeby rzucić żonę. On cię, oczywiście, nadal kocha, ale ma swój świat, swoich znajomych, nie zostawi ich dla ciebie. I zostajesz sama. Bez mieszkania, bez pracy, bez pieniędzy.

To, ja już wolę być szczęśliwą kochanką!