Nalewki – pić czy nie pić…

Oto ja, mężczyzna, spróbuję przekonać, Was, Kobiety, do trunków innych niż tak lubiane przez Was (przeze mnie też) wino.

Od pewnego czasu zajmuję się tematem zawodowo, ale pierwiastek przygody z nalewkami został mi zaszczepiony przez moją Żonę. Kilka lat temu, latem, kupiła tak dużo malin, że w pewnym momencie mieliśmy wszyscy ich przesyt – były dosłownie w każdym daniu, deserze bądź na talerzu… Wyrzucić szkoda, więc zwyczajnie zasypała je cukrem, po kilku dniach zalała spirytusem, potem odcedziła, przefiltrowała, wlała do karafki i kazała spróbować… to było pyszne 😉 Zacząłem kombinować sam – porzeczka, wszelkiej maści, pigwa, pigwowiec, żurawina, cytryny, pomarańcze, mandarynki, kiwi, nawet ananas, melisa, czyli wszystko co mi wpadło w ręce. Rodzinie i znajomym smakowało więc narodził się pomysł – dlaczego nie pozwolić spróbować moich nalewek szerszemu gronu? I tak powstała pierwsza na Górnym Śląsku Piwniczka Smaku, taka domowa, ręczna pracownia tego, co z natury najlepsze.

Co to właściwie są te nalewki? Najprościej mówiąc to trunek owocowy lub ziołowy o zawartości alkoholu 20-30%. Pierwsze tego typu alkohole powstawały w klasztorach i razem z mnichami (wiadomo – wiedza tajemna o ziołach, owocach i ich właściwościach leczniczych, dodatkowo wiedza Arabów o destylacji alkoholu) w ciągu 300 lat rozprzestrzeniły się po Europie. Śmiało można powiedzieć, że są najbardziej charakterystycznym polskim napojem alkoholowym. Dużo i ciekawie o ich historii możecie przeczytać w książce mistrza w sztuce komponowania nalewek Hieronima Błażejaka „Zachęta do sztuki nalewek”.

Jak powstają? W środku lata lub późną jesienią zalewamy alkoholem maliny, wiśnie, żurawinę, porzeczki, dereń, rokitnik, itd. i co dalej? Nierozłącznie z pojęciem nalewek występują określenia: nastaw, maceracja, filtracja i dojrzewanie. I to ostatnie, a raczej jego czas, ma tyle samo zwolenników, co przeciwników – najlepsze są te niemal świeże czy te starsze? Moim zdaniem nie ma reguły, w myśl zasady – co kto lubi. Każda nalewka, oprócz tych sklepowych produkowanych przez duże koncerny monopolowe, z upływem czasu zmienia kolor, smak i zapach, dlatego każdemu smakuje inaczej na każdym etapie jej istnienia. Jedno jest pewne – właściwości zdrowotne zachowuje w każdym czasie.

I tu dotarłem do sedna tematu – pić czy nie pić nalewki? Otoż pić, smakować, delektować się nimi, ale również rozgrzewać i leczyć. W nalewkach zachowują się witaminy oraz wszystkie składniki mineralne. Dlaczego tak się dzieje? Dzięki odpowiedniemu stężeniu alkoholu użytego w procesie maceracji (czyli długotrwałym moczeniu owoców w spirytusie) – 65 % w zupełności wystarczy. Witaminy i minerały są niejako konserwowane w alkoholu, który spożyty dostarcza je naszemu organizmowi poprzez rozszerzone naczynia krwionośne. Ale to nie wszystko – dzięki alkoholowi zostaje wzmocniona siła antocyjanów, czyli ciemnych barwników znajdujących się w owocach i ziołach. Zostało udowodnione naukowo, że te barwniki najlepiej rozpuszczają się właśnie w alkoholach o odpowiednim stężeniu. Każdej z Was znane jest zapewne pojęcie antyoksydantów, czyli związków hamujących działanie wolnych rodników, które zgromadzone w nadmiarze w naszym organizmie, z biegiem lat powodują między innymi, powiem to po cichu: starzenie. Ciemne barwniki mają właśnie działanie antyoksydacyjne. Oprócz tego wiadomo od niedawna, że chronią również przed chorobami układu krążenia, cukrzycą oraz stanami zapalnymi, wzmacniają naczynia krwionośne, mogą działać przeciwnowotworowo i pomagają trawić ciężkostrawne potrawy.

Którą nalewkę zatem polecam i na co wpływa szczególnie korzystnie? Próbujmy oczywiście wszystkich dostępnych smaków np. wygrzana słońcem cudownie słodka malina rozgrzeje Was w zimowe wieczory, soczysta bordowa wiśnia wzmocni naczynia krwionośne, nadzwyczajnie aromatyczny egzotyczny pigwowiec da Wam mnóstwo witaminy C, dereń zapobiegnie anemii, żurawina pomoże przy dolegliwościach układu moczowego, czarna porzeczka obniży poziom cukru we krwi, rokitnik podkręci Wasz układ immunologiczny, mięta podziała bakteriobójczo, a melisa cudownie Was uspokoi – to tylko niektóre właściwości prozdrowotne nalewek.

Wiecie już całkiem sporo o nalewkach zatem nasuwa się kolejne pytanie – ile pić? Nalewki to napoje o dość dużym stężeniu alkoholu, powinnyście je smakować w sposób, który nie pozwoli zakręcić Wam, Drogie Panie, w głowie – najwyżej 2 kieliszki (50 ml) dziennie. Ta ilość jest szczególnie ważna przy nalewkach typowo leczniczych, czyli ziołowych oraz z młodego zielonego orzecha włoskiego. Ta ostatnia pomaga na trawienie i musi być lekko gorzka, aby pobudzić wydzielanie soków trawiennych. Zaleca się jej spożywanie na ok. 15-30 minut przed tłustym posiłkiem.

Tak oto pokrótce starałem się przybliżyć, być może nieznany, Wam temat prawdziwych tradycyjnych nalewek, tych robionych bez użycia koncentratów, sztucznych słodzików i barwników. Zachęcam Was Drogie Panie do rozpoczęcia przygody z nalewkami tak, aby powróciły na nasze stoły jak za staropolskich czasów. Okazji do smakowania możecie szukać na uroczystościach rodzinnych, możecie obdarować nimi najbliższe osoby (np. Waszych Rodziców bądź Dziadków) – możliwości jest zapewne wiele.
Kiedyś przeczytałem na jednym z portali internetowych pewną sentencję, którą pozwoliłem sobie sparafrazować – smakowanie nalewek jest jak wprowadzenie elementu baśniowego do rzeczywistości. Tym stwierdzeniem zapraszam Was do świata nalewek z Piwniczki Smaku.