Rejs z Nalewkami… wreszcie :)

Tak bardzo czekałyśmy na kolejny Rejs z Nalewkami, przebierałyśmy nóżkami z niecierpliwości… No i już za nami. V Mazurski Jubileuszowy Rejs z Nalewkami przeszedł do historii. Dla nas był to dopiero drugi raz, więc musimy szybko nadrabiać zaległości ☺

Po raz kolejny gościłyśmy w Wilkasach w ośrodku Agromargot, prowadzonym przez Eulalię i Andrzeja Paszkiewiczów.

Rejs odbył się w sobotę 2 czerwca. Wypłynęliśmy z portu w Giżycku na statku „Dźwina”, którego gospodarzami i właścicielami są Państwo Beata i Zbigniew Kurowiccy. Statek ma bardzo ciekawą historię. Zanim zaczął pływać po mazurskich jeziorach był amerykańską barką desantową typu LCM Mk III (Landing Craft Mechanized) dla przewozu sprzętu zmechanizowanego. Zbudowano ich około 8 tys. sztuk. Brały udział w lądowaniu aliantów w Afryce Północnej, we Włoszech oraz na plażach Normandii. Może i nasza „Dźwina” tam była? Kto to wie… Jakby kogoś interesowały losy barki i jak trafiła do Giżycka to podajemy link : http://mojemazury.pl/162401,Gizycko-amerykanski-desant-na-Niegocinie-czyli-historia-DZWINY.html

W tym roku w skład Jury weszli: Przewodniczący Jury Pan Grzegorz Maciantowicz, właściciel zaprzyjaźnionej z nami Piwniczki Smaku (o jego początkach w tworzeniu nalewek możecie przeczytać u nas tutaj: http://www.kobietatoja.pl/nalewki-pic-pic/) Pani Sława Tarasiewicz, znawczyni regionu, wielokrotnie nagradzana i za swoje nalewki, a także przetwory, właścicielka „Trzech Świerków”, o których pisałyśmy na FB ☺ , Pani Halina Piwowarczyk, właścicielka pensjonatu w Rydzewie, gdzie był postój statku. Komandorem Rejsu został, jak i w roku ubiegłym, Pan Andrzej Paszkiewicz.

Dla nieznających tematu nalewek, wydawać by się mogło, że to tak nudno płynąć i płynąć, komisja obraduje a na pokładzie nudno, bo tylko czekanie na wyniki i nagrody. Adrenalina nie daje spokoju, bo w końcu i nasze nalewki wystawione zostały do konkursu. A były to: nalewka z wiśni i nalewka z pigwowca. Aby się nie nudziło gościom organizatorka Pani Prezes Mazurskiej Akademii Smaku Eulalia Paszkiewicz przygotowała różne atrakcje. Na początek komandor zarządził degustację tzw. Zlewu Mazurskiego, czyli nalewki przygotowanej według receptury komandora, a mianowicie była to nalewka z nalewek, które w zeszłym roku brały udział w konkursie i znalazły uznanie w oczach Szanownej Komisji. Potem baniak tego zlewu stał spokojnie w piwniczce aż do dzisiaj.

Tematem przewodnim rejsu była Miłość, amory, czary, afrodyzjaki w kuchni i nie tylko. Zwyciężczyni zeszłorocznej edycji i zdobywczyni nagrody Komandora Rejsu za nalewkę z dzikich winogron Pani Sylwia Kaszczuk przygotowała dla nas opowieść o afrodyzjakach w kuchni, a dla potwierdzenia magicznych właściwości czekolady, imbiru, pieprzu cayenne, bazylii, majeranku i innych ziół przygotowała sałatkę z makaronu z ziołami i rybami oraz babeczki imbirowe, których można było spróbować podczas postoju w Rydzewie. Jak ktoś zgłodniał to była szansa popróbować domowego chleba ze smalcem i kiszonym ogórkiem, które serwowała na statku Pani Lucyna Goik. Chleb o niespotykanym składzie, z kaszą gryczaną, pieczony na liściach tataraku i chrzanu. A smalczyk z żurawinką – mniam mniam mniam ☺

Miłość dwojga ludzi zazwyczaj kończy się weselem. Na weselnych stołach dawno temu nie mogło zabraknąć korowaja (karawaja). O tradycjach regionu, gdzie przenikają się wzajemnie dwie tradycje i religie katolicka i prawosławna opowiadała jedna z Korniczanek – Pani Anna Szpura. Troszeczkę historii: Korowaj to kołacz, tradycyjne, obrzędowe pieczywo weselne. Jego pieczenie było bardzo ważną czynnością obrzędową. Ciasto na niego wyrabiano z pszenicy, a w przypadku jej braku – z żyta. W miejscowości Bóbrka w Bieszczadach pieczono go wieczorem, kiedy młoda z drużką wróciły ze sprosin. Zasiadały wraz ze starostą i starościnami za stołem, a starosta trzykrotnie prosił rodziców o błogosławieństwo dla korowaja tymi słowy: „Panie ojcze, pani matka i rodynu błyznu i dalnu, proszu błogosławyty raz, druhuj i tretyj, błogosławyty korowaj misyty.” Rodzice odpowiadali: „Niech Pan Boh błohosławyt.” Korowaj do pieca wkładano przy dźwiękach muzyki. (źródło: Andrzej Karczmarzewski Świat Bojków. wyd. Libra)

Jak czary i miłość, to i musiały być wróżby. Pani Zofia Wojciechowska, znawczyni tematu roślin, właścicielka Instytutu Hortiterapii Zielony Promień z Mrągowa, dziennikarka i wykładowczyni, kobieta wielu talentów, opowiadała o czasie tzw. Czarodzielnicy, nazywano ją również Rusaliami, ponieważ rozpoczynała tydzień (pierwszy tydzień maja), w którym czciło się rusałki. Dziewczęta plotły wianki, które nosiły na głowie i rzucały na wodę. Był to radosny czas.
Czarodzielnica była poświęcona bogom – w szczególności Makoszy (opiekunce kobiet, bogini urodzaju i płodności) oraz Welesowi zwanemu Rogatym Ojcem (Bóg opiekujący się płodnością pól i zmarłymi. Bóg wiedzy magicznej, przysięgi, zaświatów i podziemia). Towarzyszyły jej ogniska, śpiewy, tańce oraz biesiady. Składano bogom ofiary i proszono ich o pomyślność i urodzaj. Trzeba było jednak być ostrożnym, bowiem w tę noc z ciemności mogły wyłaniać się upiory i demony. Jak zbierać zioła, jakie obrzędy temu towarzyszyły, dlaczego tylko młode dziewczęta chodziły po zioła, co robiły na wsiach znachorki. I właśnie na koniec tej opowieści każdy wylosował sobie wróżbę. A wróżba, aby zadziałała wymaga wiary w jej moc. Nawet, gdy nie do końca nam się spodobała, to trzeba było znaleźć w niej pozytyw ☺

Podczas, gdy komisja podejmowała bardzo trudne decyzje, komu przyznać nagrody, my słuchaliśmy występu zespołu „Korniczanie” z Kornicy Starej. Na stołach wystawiono także wszelakie pierogi i naleśniki przygotowane przez Koło Gospodyń Wiejskich Korniczanki. Pierogi były tradycyjne z kapustą i kapustą z grzybami, ale i z soczewicy i bobu. A do naleśników konfitury i dżemy z rabarbaru i czarnej porzeczki, agrestu i porzeczki.

A gdy głód zaspokojono, przyszedł czas na nagrody! Tym razem my zostałyśmy bez nagród, no chyba, że te zachwyty publiczności uznać za nagrodę! Co też zrobiłyśmy! Dziękujemy za uznanie!

A potem każdy z uczestników mógł spróbować nalewki, według swego gustu i smaku. Były nalewki ziołowe, były kwiatowe, a najwięcej owocowych, bo i są one najłatwiejsze w przygotowaniu, przynajmniej dla mnie ☺ Ziołowa, to moja faworytka od Pana Wojtka Cybulskiego, z siedmiu ziół o zapachu Martini Bianco ☺ Śmietanówka oraz z krówek również znalazły amatorów. Na pomysł wykorzystania krówek produkowanych przez OSM Olecko wpadła Pani Monika Przyborowska.

Rejs się skończył, a my wciąż wspominamy smak nalewek, opowieści przy ognisku i czekamy na następny! Za rok! ☺

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.