Bo ty siedzisz cały dzień w domu i nic nie robisz

Ile razy to już słyszałam? A ty ile razy? I to od kogo? Od własnego męża? A gdyby tak wystawiać rachunki za każdą wykonaną pracę? A to by się, co niektórzy zdziwili, że to tyle kosztuje? A ty wiesz ile kosztuje praca w domu?

Rozmowa z psychologiem terapeutą. P-psycholog, M-mąż

M – Jestem taki zmęczony, wypalony wewnętrznie, nie umiem odnaleźć siebie, chyba się nie rozwijam, w domu nie mam ani chwili spokoju, ciągle coś ode mnie chcą, żebym poczytał dzieciom bajkę na dobranoc, żebym je wykąpał, żebym wyszedł na spacer z psem… A ja przecież cały dzień pracuję i po powrocie do domu chciałbym chwilę odpocząć, przecież to chyba oczywiste…

P – a żona, co robi?

M- no jak to, co? W domu siedzi z dziećmi, mamy dwójkę, chłopca 9 lat i dziewczynkę 3 lata. Nic nie robi.

P – Acha. Czyli nic. A pan, co robi, gdy wraca z pracy do domu?

M – wracam koło dziewiętnastej, żona podaje kolację, na gorąco, bo przecież cały dzień nic nie jadłem, jemy razem z dziećmi, ale ja tego nie lubię, bo dzieciaki na wyścigi opowiadają mi o szkole, o przedszkolu, pies skacze na mnie, panuje taki harmider, że nie mogę się skupić na swojej kolacji, po kolacji oglądam wiadomości, a potem jest mecz, uwielbiam ligę hiszpańską, a jak nie, to może być tenis. No a potem to idę spać, przecież na rano muszę być wypoczęty.

P – a żona idzie z panem spać?

M – nie, to przecież ktoś ten bałagan musi ogarnąć, ja jestem przecież po pracy, muszę odpocząć…

Taka rozmowa mogłaby się toczyć w nieskończoność i pan M na każde pytanie o żonę odpowiadałby, że to ona w domu musi coś ogarnąć, sprzątnąć, przygotować, ugotować, nakarmić. Bo on jest przecież zmęczony po pracy, a ona w domu nic nie robi to może. Co można zrobić, by takiemu panu M uzmysłowić, że praca w domu przy dzieciach jest niezwykle wyczerpująca? Są środki radykalne i drastyczne, w stylu: kochanie, jutro wyjeżdżam na wczasy, nie mam już siły do naszych bachorków, zajmij się wszystkim i… wyjeżdżasz do SPA. Ha, ha, ha, sama się uśmiałam, jak to napisałam! Przecież nie zrobię tego dzieciom, nie zostawię ich na pastwę losu. Zaraz, chwila, jak to na pastwę losu? Przecież zostaną z tatusiem, razem je zrobiliśmy, więc razem się nimi opiekujemy! Akurat… No, dobra, wmawiasz sobie, że tatuś nie umie się zaopiekować swoimi własnymi dziećmi, a pokazałaś mu jak? Zatem zastosujmy środek mniej drastyczny, ale za to bardziej pracochłonny. A, i wymagający silnej woli. Twój wybranek wraca z pracy do domu, ty leżysz na kanapie, w domu bałagan większy lub mniejszy, w zależności ile masz w sobie litości dla męża, a ile złości na niego trzymasz w sobie. Umiarkowanie? No to leżysz na kanapie, to będzie twoje centrum zarządzania chaosem domowym. Musisz być na to przygotowana. Zatem w domu Armagedon, dzieci robią, co chcą, pies wariuje z nimi, w kuchni gary do mycia się piętrzą, ale obiadek świetnie pachnie w piekarniku, w łazience brudne pranie leży na podłodze, bo miałaś nastawić pralkę, gdy coś tak ci strzyknęło w kręgosłupie, że padłaś na kanapę. No, to już wiesz, co ci się stało. Szanowny małżonek na początku zapewne niczego nie zauważy, czekaj cierpliwie. Obiad zjedzony, dzieci nakarmione. Brawo on! Smętnym głosem prosisz, kochanie przynieś mi herbatkę, dobrze? Ależ oczywiście, szanowny M udaje się do kuchni, coś go długo nie ma, nie przejmuj się, musi najpierw ogarnąć czajnik elektryczny, a i co gorsza znaleźć pudełko z herbatą. O! kochanie, a gdzie postawiłaś herbatę? Na blacie po prawej stronie, odpowiadasz. Nie ma, słyszysz w odpowiedzi. I tu, niech cię Pan Bóg broni, żebyś wstała, by podstawić mu pod nos herbatę, co stała po prawej stronie na blacie. Nie widzi, trudno, niech szuka do skutku. Może jest w szafce nad kuchenką, bo może faktycznie tam postawiłaś i zapomniałaś. Nie, w szafce też nie ma. To może soku chcesz zamiast herbaty? Pyta M. No, dobra, niech będzie. A gdzie jest sok? W lodówce, odpowiadasz. Kochanie, nie ma soku w lodówce. To pewnie jest w szafce pod stołem. Acha, szukanie się przedłuża. Mówiłam, że musisz mieć w sobie pokłady cierpliwości. Tato, a ja też chcę soku, wydziera się córka. Poszukiwania trwają, z kuchni dochodzą jakieś dziwne pomrukiwania, cholera, w tym domu niczego nie można znaleźć. Nie można znaleźć, bo jak się nigdy samemu nie weźmie, to się nie wie, gdzie, co jest. Zawsze pod nos podstawione było to teraz jest problem. Leż, kobieto i dalej boli cię kręgosłup. Hurra! Mam sok! No, zostaniesz wreszcie napojona. Kochanie, to jak już jesteś w kuchni, to nastaw zmywarkę, tylko uważaj na te szklanki z nadrukiem, trzeba je wymyć ręcznie i koniecznie wytrzeć czystą ściereczką lnianą, żeby nie było na nich smug. Patrzy na ciebie jak na dziwoląga, jaka ta ściereczka ma być? Lniana? A co to jest len? A po drodze wrzuć pranie do pralki i niech się już pierze. Pralka? A jak się ją włącza? No, przecież masz narysowane piktogramy, poradzisz sobie. Ty oczywiście na podłogę rzuciłaś rzeczy trudne do zniszczenia, tak na wszelki wypadek, prawda? Nie ma tam twojej ulubionej jedwabnej bluzki, czy bielizny z koronki? Sprawdziłaś? Bo teraz to już za późno. Nadal leżysz na kanapie. A szanowny M próbuje sprostać zadaniom. Tylko tym trzem. Jak na umiarkowany sposób to i tak dużo. Jeżeli zapyta cię jeszcze piętnaście razy jak i co ma zrobić, bądź wyrozumiała – ty też od razu się nie nauczyłaś.

Sposób bijący po kieszeni – ale, za to bardzo szybko trafiający w mózg faceta. Wynająć na miesiąc, albo, chociaż na tydzień gosposię za 2500 zł. Bo pranie i prasowanie, to kosztuje. Prasowanie koszuli męskiej 11 zł/sztuka, bluzka damska 20 zł/sztuka. Opieka nad dziećmi 20 zł/godzina, sprzątanie, ale bez mycia okien, jak znajdę Ukrainkę z polecenia, to 20-30 zł za godzinę. Gotowanie? Catering zamówić do domu, to tak 40-55 złotych za osobę w dzień. Policzył? Wydał? A czy teraz ciebie docenia?

Powodzenia życzę ☺ I silnej woli. A jak nie pomogło, to zadaj sobie pytanie: czy warto być z facetem, który się nie stara?