Sutasz, moja miłość, moje życie

Czy miłość od pierwszego wejrzenia istnieje naprawdę??? Czy ten błysk i zauroczenie to prawda???… Już wiem, że tak… i to wcale nie dotyczyło mężczyzny ale biżuterii ☺ Tak zaczęła się moja fascynacja i pasja do sutaszu, która trwa do dzisiaj.

Pierwszy raz tą przepiękną biżuterię zobaczyłam w jednym z porannych programów. Kobieta, przyniosła do studia ogromną kolekcję sutaszu – wszystko było w niesamowitych kolorach, niespotykanych formach, oryginalne i bardzo przyciągające uwagę. Już wtedy wiedziałam, że muszę, po prostu muszę się nauczyć tej techniki.

Wiedziałam tylko, że to sutasz. Przeszukałam mnóstwo stron, tutoriali, aukcji, sklepów… Przeszukałam szkatułki ze starymi naszyjnikami i koralami, wszystko mogło się przydać ☺ Zaczęłam zamawiać materiały… Ale dlaczego niektóre sznurki są takie tanie a drugie drogie??? A koraliki??? Przecież można kupić takie za 2 zł zamiast za 15 zł… A może nikt nie wie, że są takie tańsze?? Zamówiłam całkiem sporą ilość i czekałam jak na szpilkach na paczkę. Przyszła, jest!!!! Aż brakowało mi tchu jak ją otwierałam… Wzięłam się do szycia… I klops… Sznurki zaczęły rozchodzić się między palcami, koraliki były tak krzywe, że znalezienie w paczuszce 10 w takim samym rozmiarze zajmowało chyba pół godziny… Wszystko wylądowało w koszu. Wtedy zrozumiałam różnice w kosztach materiałów. Znowu zaczęło się zamawianie, lecz tym razem poczytałam o jakości i dopiero kupowałam.

Najtrudniejsze było przede mną ☺ trening cierpliwości i wiele, wiele godzin wbijania igły w sznurki… hmmmm miało być tak pięknie i równo a to jakieś takie krzywe, sznurki pochowały się pod kamienie… jeden bok inny od drugiego ☺ no i znów godziny nauki… W końcu coś wyszło. Byłam z siebie dumna, nawet dumna jak paw. Tylko czy mogę to komuś pokazać, a jak będą się śmiać? Z duszą na ramieniu pokazałam moje hobby w pracy, a raczej efekty ciężkiej nocnej pracy. O, co ja słyszę?? Że to ładne, że świetne kolory, ładnie połączone, i że ktoś chce coś zamówić ☺ Doznałam takiego szczęścia i euforii, jak osoba która wygrywa w totka. Poczułam wiatr w żaglach i wielką radość. Znowu zamawiałam i robiłam, robiłam po nocach, w chwilach wolnych, cały czas. Kolejne moje twory pokazywałam już bardziej śmiało i z ochotą. Koleżanki namówiły mnie na pokazanie biżuterii innym, założenie strony. Trochę się stresowałam ale przecież, kto nie ryzykuje ten nic nie ma ☺ Powstała strona, pierwsze zdjęcia poleciały w świat. A ja zamawiałam i robiłam… W nocy sutasz, w dzień praca, po tygodniu wyglądałam jak zombie, więc w weekendy regenerowałam siły.

Tak upłynęło ponad trzy lata, które tylko rozpaliły moją miłość do sutaszu. Ja go kocham, po prostu kocham. Sutasz jest dla mnie jak narkotyk, uzależnia i nie pozwala o sobie zapomnieć. Idąc ulicą, w parku, w lesie, w zoo… wszędzie można znaleźć inspiracje, niesamowite połączenia kolorów, kształtów, wzorów.

Sutasz jest wspaniałą techniką, w której nie istnieją żadne ograniczenia, ani w kolorze, ani w formie ani w użytych materiałach, można wykorzystać wszystko: skórę, koronki, metal, guziki, wstążki… Pozwala ona na realizację nawet najśmielszych projektów i pomysłów, a ja mam ich miliony. Nigdy nie kopiuję cudzych wzorów. To właśnie jest najwspanialsze, gdy możemy zaprojektować i stworzyć coś samemu, pochwalić się własną kreatywnością i zrealizować swoje wizje. A komplementy i miłe słowa osób noszących moją biżuterię to dla mnie najpiękniejsza poezja, motywacja oraz ogromny akumulator do dalszej pracy.

Zapraszam serdecznie na moją stronę z sutaszem, gdzie znajdziecie moje dotychczas wykonane projekty. ODWIEDŹ MNIE NA FACEBOOKu
Poniżej kilka zdjęć „moich początków” i obecnych realizacji ☺