Niedawno czekałam na swoją wizytę u dentysty, mój doktor jest bardzo dokładny i zapewne, dlatego wizyta poprzedzającego mnie pacjenta się przedłużała. Obok mnie na krzesełkach siedziało starsze małżeństwo. Aby skrócić sobie jakoś czas oczekiwania starsza pani czytała kobiece pisemko, coś w stylu „Wielki świat kuchenny blat, czyli plotki o paniach i panach”. Chcąc, nie chcąc przysłuchiwałam się ich rozmowie. No, starałam się nie podsłuchiwać, ale ten piskliwy głosik wbijał mi się w mózg i nie umiałam skupić się na własnej lekturze.
– Popatrz Józiu, ale ta L…ska to ma torebkę! – Wywołany do tablicy Józio rzucił okiem na stronę w gazecie i wzruszył ramionami.
– Popatrz, popatrz, już nie mają, na co pieniędzy wydawać! Ta torebka kosztuje prawie 8.000 złotych! Skandal! I po co jej to? Józio nadal nie reagował, zapewne nie miał pojęcia, o której to pani L-skiej i o której torebce jest mowa. Wolał zachować znaczące milczenie. A pani najwyraźniej zbulwersowana kontynuowała swój monolog:
– No i po co jej taka torebka, lepiej, żeby na dzieci biedne dała, albo, o, na kościół będzie lepiej, ale toto to już pewnie zapomniało, że do kościoła trzeba chodzić i się dzielić z bliźnimi…
Dalej już nie słuchałam. Jakaś taka wewnętrzna złość mnie chwyciła. Już nawet chciałam coś tej pani odpowiedzieć, ale wyratował ją mój doktor, który właśnie zaprosił mnie do gabinetu. A szkoda, bo powiedziałabym, że po pierwsze, pani L-ska nikomu nic nie ukradła, sama zarobiła swoje pieniądze uczciwie i ma pełne prawo wydawać je, na co tylko chce i jak chce, jak chce torebkę nie tylko za 8.000 złotych, ale nawet za dwadzieścia tysięcy, to jej, pani L-skiej, niezbywalne prawo. A jak będzie chciała pomóc na przykład biednym dzieciom z domu dziecka, albo samotnym matkom, to bez namawiania i tak pomoże.
Zastanawia mnie jednak złość w słowach starszej pani, zazdrość, że ktoś ma lepiej od niej też dało się wyczuć i ten jad w słowach, trucizna, którą chciała zatruć i mnie… i zastanowiła mnie pustka w jej życiu, którą starała się wypełnić wiadomościami i plotkami z tak zwanego świata celebrytów. Czy ona nie ma swojego życia, swoich dzieci, wnuków, psa, kota? Obok siedział Józio, zapewne mąż, albo ktoś jej bliski. To czy nie lepiej zająć się swoim światem niż oburzać się na decyzje kogoś jej zupełnie obcego?
Tyle się słyszy, że Polacy są zawsze niezadowoleni, że zazdrościmy ciągle innym, narzekamy na wszystko i ciągle mamy w sobie to coś, że nam się należy. Zapłaciłam za wycieczkę, to mi się już wszystko należy, mogę zepsuć humor sobie i współuczestnikom, kupiłam wczasy all inclusive, to znaczy, że przy śniadaniu muszę nałożyć sobie cztery porcje na jeden talerzyk, bo przecież za to zapłaciłam! W pokoju hotelowym muszę rozbebeszyć wszystko, bo przecież zapłaciłam i obsługa ma psi obowiązek wymienić mi ręczniki i posprzątać… Widzieliście to, prawda?
Ja wiem, że są czasem takie dni, kiedy wstajemy lewą nogą, kiedy wydaje nam się, że problemy nas przerosły i wtedy „najlepiej” wyładować swoją frustrację na pani z kolejki, na panu z poczty, na koleżance z pracy, a w pierwszej kolejności na mężu, bo jest najbliższą osobą, którą można bezkarnie zranić. Gdy mam taki dzień, gdy zazdroszczę pani L-skiej torebki, bo mnie nie stać na taką, jak ma ona, gdy zazdroszczę koleżance, że za tydzień leci z chłopakiem na Malediwy, gdy humor mam pod psem, to wtedy patrząc w lustro najpierw się wykrzywiam niemiłosiernie, żeby sprawdzić jak brzydka z tymi minami mogę być, a potem układam kąciki ust w górę, nie jest to może taki szczery uśmiech, ale jego namiastka, ale to zaczyna działać! Spróbujcie uśmiechnąć się do siebie, nawet tak z wysiłkiem, aż zabolą nieużywane od dawna mięśnie twarzy, jak nie pomaga, to mówcie sobie, że to dla zdrowia, że nie chcecie mieć opadających kącików ust, które nadają twarzy smutny wyraz, bo przecież smutek to tylko chwila, a spokój i zadowolenie trzeba znaleźć w sobie.
Malediwy? Brawo! Super! Zrób tysiące zdjęć, nakręć nam film, pokażesz po powrocie! – Uśmiecham się do koleżanki. Torebka? Dostałam od przyjaciółki! Wow! Jest piękna! A od drugiej dostałam piękny szal, a nawet dwa! I co? Uśmiecham się już naprawdę szczerze! A wieczorem przed snem mówię sobie, że to był dobry dzień, a jutro będzie jeszcze lepszy! Bo nastawienie do świata, mój humor, moje emocje zależą tylko ode mnie.