Czy warto być z mężczyzną, który się nie stara?

Zanim odpowiem na pytanie, a może i nie odpowiem, bo zostawię to dla Was ☺ , to kilka przykładów z życia wziętych. Oceńcie same, upps – sami, bo Panowie też nas czasem czytają. Wiemy, bo statystyka nam mówi, że i Panów interesuje nasze zdanie ☺ No, może czasem, hi hi.

Idę na pierwszą prawdziwą randkę. Zaprosił mnie do siebie na kolację. Do tej pory spotykaliśmy się zawsze na mieście, u mnie nie ma jak. Mieszkam z rodzicami. Ty? Z rodzicami? Ale, że jak? Przecież masz męża, dzieci, psa, kota i kochanka. To jak to nie mieszkasz sama? No. Z rodzicami, bo mam lat 26, no może 27. Nie pamiętam dokładnie, było to jakiś czas temu. Zatem ja, na początku, albo ja w młodszej mojej wersji, czyli Singielka na dorobku, jeśli chodzi o facetów. Kolacja, mhm, brzmi nieźle. Zakładam mało wygodne szpilki, ale za to jakie są piękne! Wow! Wrażenie murowane. Mini spódniczka i seksowna koszulka. Niby nic, ale jednak! Delikatny make up. Gotowa? Jasne, że tak. Głowa w chmurach, motylki w brzuchu, bo już sobie wyobrażam jak to będzie. A, że będzie cudownie, to jestem o tym przekonana na tysiąc procent! Nie pomyliłam się! Był cudowny! Delikatny, czuły, kolacja przy świecach, pamiętał, że lubię różowe winko, że lubię czekoladki i że winogrona to jedne z moich ulubionych owoców. Nie spieszył się, bo i tak oboje wiedzieliśmy, że noc jest przed nami. Dostałam nawet drobny prezencik. Pięknie zapakowana niebieska podwiązka. No, byłam pod wrażeniem! Seks? No, pewnie, że był. W końcu te wszystkie zabiegi temu służyły. Poranek, w poniedziałek, trzeba się zebrać i jakoś dotrzeć do korpopracy. Budzę go delikatnie pocałunkiem w policzek. Jest przed szóstą. Mruczy coś niezrozumiale, ale obejmuje mnie w tali, nie wypuszcza. Dobra, myślę, mamy czas, możemy to powtórzyć, rano seks też jest ekscytujący. No, ale ta praca, zastanawiam się czy jednak nie wziąć urlopu na żądanie, bo może warto. Jest tak miło… Pytam grzecznie: a Ty, jakie masz plany na dziś? No, idę do pracy, ale na dziesiątą. Acha, to nie warto brać całego dnia, bo i tak zaraz trzeba będzie się rozstać. Trudno. Powoli oswobadzam się z jego ramion. Zakładam jego koszulę i idę robić kawę. Myślę sobie : no mógłby i on się ruszyć i zaproponować kawę, herbatę albo, chociaż sok przynieść do łóżka. Przecież zasłużyłam. Nie? Ok, sama też potrafię. Siedzę sama w kuchni, piję kawę i czekam, aż wstanie. Powinnam już wychodzić, jeśli chcę zdążyć do pracy. On nie wstaje. Hmm… Pytam: wstajesz? Nie, a po co? Mam na dziesiątą. Acha. I już nie mam dobrego humoru. Dostał, co chciał, postarał się wczoraj a dziś to już nie? Cmokam go w policzek i proszę: no odprowadź mnie, chociaż na przystanek… Oj, ale mi tu tak dobrze, pośpię sobie jeszcze. Udaję, że jestem taka nowoczesna i sama sobie poradzę. To pa. No pa. Do pracy docieram spóźniona, od szefowej zbieram opierdol, a serducho płacze. Bo oczekiwałam od niego czułości także po. Bo chciałam, żeby się mną zaopiekował, żeby powiedział coś miłego w stylu, że to nasz pierwszy wspólny poranek, że prosi o więcej. Nic takiego nie nastąpiło. NIC już potem nie nastąpiło.

Kochanie, jestem taki chory, chyba się przeziębiłem. Nie dam rady do Ciebie przyjechać. Ojoj, ależ biedaczek! Trzeba ratować. Gotuję rosół i z tym garnkiem odpieprzona jak stróż w Boże Ciało (no, bo nie może być tak umierający, żeby nie docenił mojego wyglądu, prawda?) lecę do niego przez pół miasta zimą. Marznie mi tyłek, bo miniówka to obowiązkowo, kozaki na obcasie też nie pomagają, bo wokół zaspy. Spędzam cudowny wieczór, bo wcale nie jest taki chory. Pewna część ciała mu działa i to bardzo sprawnie… Mhm… Zaspokojona zasypiam w jego ramionach. No, ale pora do domu. Jest już po północy. Wracam nocnym autobusem do siebie. Uff, udało się. Zero zboczeńców po drodze, w autobusie jakaś sympatyczna para, miła pogawędka i propozycja, że idziemy w tą samą stronę to chętnie mnie odprowadzą. Wow! Obcy facet, w dodatku z kobietą, zaproponował mi męskie ramię, bym się sama po mieście w nocy nie szwendała! A mój? No, mój przecież jest chory. Biedaczek! Muszę go zrozumieć, wybaczyć…Prawda?

Może pójdziemy dziś do kina? – Proponuję. Eeee, jakoś nie mam weny. To może, chociaż spacerek? Spotkamy się w połowie drogi od ciebie do mnie. Eee, jakoś chyba chory jestem! To może to, to może tamto… Nic mu nie pasuje. Najlepiej to poleżmy sobie na kanapie, seksik też może być. Ale coś innego razem, to już nie…

Dzisiaj już wiem, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie wypuści kobiety samej bez opieki, tym bardziej w nocy. Jeżeli naprawdę umiera, nie ma akurat gotówki przy sobie, to i tak znajdzie sposób, by wyekspediować Cię bezpiecznie do domu. Po to są taksówki, a gotówka jest w bankomacie. Pojedzie z Tobą w jedną i w drugą stronę, a umierać będzie potem, jak bezpiecznie dotrzesz do domu. Otworzy Ci drzwi w samochodzie, pomoże nieść ciężką torbę, zadzwoni „po”… Zaproponuje Ci kino, wybierze film, spacer też fajna sprawa. Będzie miał dla ciebie tysiące propozycji od zwykłego domowego kina po sporty ekstremalne. Wykaże się inicjatywą. Bo mu zależy. Na Tobie.

I tylko takich mężczyzn sobie i Tobie, i Tobie też życzę w Nowym Roku.