Kiedy nie warto czekać na Księcia z Bajki

Pierwsza randka, pierwsze nieśmiałe pocałunki, wspólna kolacja przy świecach, kino, spacer w letni wieczór po starówce… No, bajka, po prostu bajka… Spotykacie się coraz częściej, nie przestajecie do siebie pisać, wieczorem trudno jest zasnąć, bo ciągle piszczy telefon, bo jeszcze jeden misiaczek, bo jeszcze jedno serduszko, bo magiczne przytulam, bo tęsknie, bo czekam na Ciebie jutro… Wow! Ciesz się Kobieto, póki możesz! Taka sielanka nie będzie trwać wiecznie. Czemu? Bo nie ma dżemu… Tak już jest, że po pierwszej fali uniesień każdy związek wpada w fazę stabilizacji, nabraliście do siebie zaufania, już wiecie, że chcecie razem być, to znaczy Ty już wiesz, że on to ten jedyny, Ty już planujesz prawie, że ślub, a na pewno wspólne życie, a jak nie życie to, chociaż wspólny wyjazd na wakacje. I wtedy… Jeb. Pierwszy ☺ On jest żonaty! Jakoś tak przy kolacji, minę miał jak zbity pies, rozmowa się nie kleiła, pytałaś, co się stało, bąkał coś niezrozumiale i wreszcie wyrzucił z siebie: – bo ja mam żoną i dwuletniego syna… Jeb. Walnęło Cię coś w głowę, serce zamarło i …słuchasz dalej. A dalej jest ciekawie, bo tak naprawdę to on jej nie kocha, ciągle się kłócą, nie sypiają ze sobą, Ty jesteś jedyną osobą, która go tak naprawdę kręci! Bez Ciebie sobie nie poradzi w życiu, jesteś światełkiem nadziei na lepsze jutro… Pięknie! Słuchasz i się rozpływasz, ale jakoś ta kolacja już mniej smakuje, za dużo dziegciu dali, a może ten lukier jakoś za bardzo odpada z ciasteczka, jakim podobno jesteś?

Wracasz do domu, tym razem łaskawie pozwalasz się odwieźć, ale wspólnej kawy i śniadania nie proponujesz, on odchodzi z opuszczoną głową, jaki on biedny, jaki zmęczony, szkoda Ci go i to bardzo. No, bo przecież w domu ma same problemy. Bo żona go nie rozumie, bo tylko on się synem opiekuje, bo on taki zapracowany, szuka nowych zleceń, aby zapewnić lepsze jutro. Gdy tylko znika za horyzontem, układasz w myślach misterny plan ratunkowy, już masz w głowie akcję jak się pozbyć wrednej żony, no, bo to przecież ona, to znaczy ta żona, na bank jest niedobra, nie szanuje go, nie potrafi docenić jego zdolności, jego wartości, on tak się stara, pracuje ponad miarę, zajmuje się synkiem, odprowadza go do przedszkola i z powrotem do domu, zakupy robi, a ona siedzi na kanapie i pięknie pachnie… I z tym planem dzwonisz do niego następnego dnia. – Kochanie moje, mam plan, już wiem! – Wołasz zachwycona własną pomysłowością – napisałam dla ciebie pozew rozwodowy! No, bo dla Ciebie przecież wszystko jest jasne. On jej nie kocha, ona go nadmiernie kontroluje, nie docenia, nie sypiają ze sobą od bardzo dawna, to po co się męczyć wspólnie? Rozwód jest najlepszym rozwiązaniem. I? Drugi jeb. Ale, po co się tak spieszyć, ja muszę sobie to poukładać, ja nie jestem pewien, ja nie mogę tego zrobić synowi, on tak będzie cierpiał, to dla dobra syna jestem razem z nią, tylko on mnie trzyma przy żonie – słyszysz w odpowiedzi. Ok – myślisz sobie – może on ma rację, może nie powinnam się tak bezpośrednio wtrącać, muszę być cierpliwa, jak zobaczy, jaka jestem wspaniała dla niego, to na pewno zostawi żonę i będziemy razem!

Otóż nie, nie będziecie razem! Nigdy! Możesz się łudzić i żyć płonną nadzieją, jak długo chcesz. On i tak nie zostawi żony dla Ciebie. Za parę dni przypomnisz mu o papierach do sądu, a on je będzie niósł do kancelarii miesiąc, a potem drugi, potem zapomni jakiegoś znaczka opłaty sądowej, potem po drodze mu nie będzie, potem żona do niego wróci na próbę, bo chyba warto ratować małżeństwo dla dobra dziecka, potem on będzie potrzebował terapii, bo nie wie co ma robić, ale za każdym razem, gdy wymówki się będą kończyć, zawsze od niego usłyszysz, że tylko Ciebie kocha i tylko Ty się dla niego liczysz, i jeszcze chwila, i będziecie razem… A Ty, oczywiście, będziesz się najpierw złościć, płakać, prosić, błagać, potem go rzucisz, no tak nie zupełnie rzucisz… Ale będzie taki moment, gdy struna się napnie do niemożliwości i pęknie i powiesz mu, że tak dłużej się nie da i że tak dłużej nie chcesz żyć. Tydzień wytrwasz w swoim postanowieniu! Brawo Ty! Wypłaczesz sobie oczy, wypijesz morze wina z przyjaciółką ( Rozstanie – czytaj więcej..), a potem ulegniesz… Bukiet róż był przeogromny, czekał na wycieraczce całe popołudnie aż wrócisz z pracy, potem była kolacja, błaganie byś mu wybaczyła, on już wie, że tylko Ty się liczysz w jego życiu, on się poprawi, on już jutro idzie do sądu i składa papiery, nie o rozwód to jeszcze za wcześnie, ale na separację to jest spora szansa! Skołowana, opowiadasz to przyjaciółce. Uciekaj – on się nie zmieni! Krzyczy na Ciebie przyjaciółka. Nie masz racji, Moja Droga! On mnie kocha! Będziemy razem. Przyjaciółka patrzy sceptycznie, przytula. Będę tu, gdy znowu dostaniesz po dupie, mam już dla Ciebie poduszkę na Twój zbity tyłek. Twoje życie, Twoje wybory!

Za pół roku sytuacja się powtarza, przez grzeczność i Twoje dobre wychowanie nie przypominasz mu o tym, że ma złożyć papiery do sądu. No, przecież obiecał. Czekasz, zatem cierpliwie, ale i Twoja cierpliwość ma granice. – Złożyłeś papiery? Na kiedy masz wyznaczoną rozprawę? Wije się jak piskorz, on już wie, że dziś mu nie odpuścisz i znowu przekonuje Cię, jaka jesteś wspaniała, że tylko Ty pomagasz mu ogarnąć burdel w jego życiu… HA, HA, HA…
Co z tym fantem zrobić dalej? Powiem Ci tak, bo jak zapewne się domyśliłaś, piszę z autopsji. Gdy masz dwadzieścia kilka lat, no, może ze trzydzieści i planujesz mieć swoją rodzinę, swoje dzieci i swojego męża i być szczęśliwą, to zwiewaj gdzie pieprz rośnie, szkoda czasu na żonatego faceta z dzieckiem, on się nigdy nie rozwiedzie z żoną, nie zrobił tego przez trzy lata jak jesteście razem, to i przez następne dziesięć tego nie zrobi. Zrobi, ale nowe dziecko z żoną. Tego jestem pewna. Jemu jest tak wygodnie, ma swój dom, swoje życie, a Ty jesteś pięknym dodatkiem, takim urozmaiceniem, zawsze piękna, zadbana, czekająca z utęsknieniem na spotkanie, nigdy (no prawie) nie robisz awantur, nie oczekujesz rozwiązania problemu kredytowego, sama o siebie dbasz, jesteś gotowa na każde zawołanie. Może i on Cię nawet kocha, ale nie na tyle mocno, by porzucić znane mu środowisko, by zaryzykować ostracyzm w rodzinie i wśród przyjaciół. Jakby Cię kochał, to by złożył te papiery rozwodowe. Koniec. Kropka. A że rozstanie boli? Poboli i przestanie, a Ty znajdziesz nowy obiekt westchnień, oby był wolny!