Co mnie wkurza na wakacjach za granicą?

Najpierw kilka historii z życia wziętych, żeby nie powiedzieć z autopsji.

Historia pierwsza: Egipt, Kair, zwiedzanie Meczetu Alabastrowego. Jesteśmy w nim małą grupą. Tylko sześć czy siedem osób zgodziło się zapłacić za dwudniowe zwiedzanie Kairu. Reszta grupy zadowoliła się piramidami, Muzeum Egipskim, czy zwiedzaniem muzeum papirusu. Cieszy mnie to niezmiernie, bo w małej grupie, małym busikiem można więcej zobaczyć, można uniknąć tłumu turystów i odnaleźć w Kairze miejsca mniej oblegane. No, to jesteśmy przed Meczetem Alabastrowym. Cudo architektury! Wow! Zachwycam się i pstrykam zdjęcia jak oszalała. Na dziedzińcu meczetu nasz egipski przewodnik opowiada o fundamentach islamu, o tym co trzeba zrobić by wejść do meczetu, kto i kiedy może tam się znajdować. Słucham, bo jakże mało wiem o kulturze znanej u nas raczej tylko z najazdów czy to Turków, czy to Maurów, czy Tatarów. Słucham, ale wygląda na to, że niektórych to zupełnie nie interesuje, aż do momentu, gdy nasz przewodnik zaprasza nas do wnętrza meczetu. Dla chętnych jest możliwość założenia na siebie zielonej haftowanej złotymi nićmi dżelabiji, długiej sukni zakrywającej praktycznie całe ciało, by nawet stopy i dłonie były niewidoczne. Zakładam, bo takiego okrycia na sobie jeszcze nie miałam. – No coś ty, przecież to brudna szmata, jak możesz to na siebie wkładać? – dziwi się moja sąsiadka, starsza pani w kapeluszu. – Ale nie nakładam tego przecież na gołe ciało – odpowiadam – w sklepie też się mierzy ubrania po kimś – odpowiadam. No, wiesz – furczy pani w kapeluszu. Proszę o zrobienie mi paru zdjęć. Mnie to jak najbardziej fascynuje! Mój wybór. Stoimy przed drzwiami. Przewodnik prosi wszystkich o zdjęcie butów. Możecie je zostawić przed wejściem i odebrać po obejrzeniu wnętrza, albo zabrać ze sobą, z tym, że proszę by trzymać je przy sobie, w taki sposób by podeszwy były ze sobą złączone. Pokazywanie podeszw stóp czy butów jest uważane za gest obraźliwy – tłumaczy spokojnie przewodnik. Polska rezydentka cierpliwie tłumaczy jego słowa z angielskiego na polski. – Co? Mam zdjąć buty i chodzić po tych brudnych dywanach? Skandal! – pani w kapeluszu najwyraźniej to nie odpowiada. A swoje niezadowolenie wyraża, jakżeby inaczej głośno i dosadnie a mina jej mówi wszystko na temat jej stosunku do brudnych Arabusów. Przewodnik, nie zna polskiego, ale ten grymas nie wymaga tłumaczenia. I tak wszystko jasne. Ta pogarda we wzroku! Biedna tłumaczka stara się załagodzić nieco sytuację i nadal grzecznie prosi panią w kapeluszu o zastosowanie się do poleceń przewodnika. Ależ skąd? Ja zapłaciłam za tą wycieczkę! Mnie się należy! Powoli krew odpływa z twarzy przewodnika. Widać, że ma ochotę coś jej odpowiedzieć, ale on przecież jest w pracy. Turyści zapewniają mu byt, pozwalają studiować japonistykę (wiem, bo z nim o tym rozmawiałam w busie). Ale i jego cierpliwość się kończy, gdy pani nadal jęczy i wykrzywia się, i nie chce się słuchać. Bierze ją za rękę, klepie po ramieniu i mówi : Jest mi bardzo przykro, że nie wejdzie pani do meczetu, może za to pani obejrzeć panoramę Kairu z tarasu widokowego. – Ale jak to? Przecież zapłaciłam! To mi się należy. Przewodnik pozostaje nieugięty. Pani w końcu z miną, która oznajmia światu jak tu została potraktowana niegodnie, zdejmuje buty i pakuje je do torebki. Wchodzimy do meczetu i dalsze zwiedzanie odbywa się już bez przeszkód.

Historia druga: Izrael, Jerozolima, Bazylika Grobu Pańskiego. Nie, to nie była pielgrzymka, ot mały wypad z Sharm – el Sheik (Egipt) na jeden dzień do Ziemi Świętej. Ziemi Świętej dla wielu narodów, dla kilku religii. Nawet człowiek średnio wykształcony pamięta, że właśnie w tym mieście Chrystus został zdradzony i ukrzyżowany. No i oto stoimy przed potężnymi wrotami. Za chwilę zobaczę to, o czym czytałam, przypomina mi się Poncjusz Piłat z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa, obrazy z „Misji” Mela Gibsona stoją przed oczyma. Nastawiam się na duchowe przeżycie. Nasz grupa liczy chyba ze czterdzieści osób. Jeszcze w autobusie nasz polski przewodnik zwraca uwagę, by panie miały zakryte kolana i ramiona, by panowie mieli na sobie spodnie, najlepiej długie, by na podkoszulki narzucić koszule. Zastanawiam się czemu to robi. Przecież wchodzimy do kościoła. Moja babcia nigdy nie wypuszczała mnie w niedzielę do kościoła bez uprzedniego obejrzenia mojego stroju. Ta spódnica jest za krótka, zmień! – dyrygowała. Ależ babciu, teraz jest w modzie mini – protestowałam. Może i jest, ale kościół to nie miejsce na świecenie tyłkiem. Babcia miała rację! Październik, ale w Jerozolimie straszny upał, też bym chętnie zdjęła długie spodnie, koszula już prawie cała mokra. Ale… No właśnie – ale. Wchodzimy do wnętrza. Dużo turystów zwiedza świątynię, panuje tłok. Przewodnik prosi nas o chwilę cierpliwości i zanim wejdziemy na Golgotę, od której rozpoczynamy zwiedzanie, pozwala nam napawać się atmosferą podniosłości i historii zewsząd wyglądającej. Przy drzwiach stoi sobie oto panienka w krótkiej sukienusi na ramiączkach, sukienusia ledwo zakrywa co powinna. Podchodzi do niej mnich koptyjski, o śniadej karnacji. Przypominam, że Koptowie to jedni z najstarszych chrześcijan. Otóż mnich ten zobaczywszy ową panienkę w sukienusi, zwraca się do niej po angielsku mniej więcej tymi słowami: Kobieto, jesteś w miejscu świętym, odziej się. Grzecznie i spokojnie. – Co? Taki upał? A ja mam się ubierać? I ten brudas będzie mnie pouczał? Jakim prawem? Ja tu jestem na wycieczce! Zapłaciłam! Mi się to należy!

Znajomo zabrzmiało, prawda? Zapłaciłam i mi się to należy! Czy wraz z wydanymi pieniędzmi na wycieczkę zagraniczną obie opisane przeze mnie panie pozbyły się rozumu, dobrego wychowania, tolerancji, a przede wszystkim szacunku do drugiego człowieka, do miejsc świętych dla innych? Chociaż przykład z Bazyliką Grobu Pańskiego dotyczy zapewne 93% naszego społeczeństwa. Zastanawia mnie fakt, że u siebie potrafimy opieprzyć każdego, kto choć głośniej odezwie się w kościele, kto zrobi zdjęcie ołtarza, a już dziewczyny w koszulkach na ramiączkach to nie wejdą do środka. U nas – nie wolno! Za granicą – można, bo zapłaciłam, bo mi się to należy!

Wkurza mnie to zawsze, te butne słowa: bo zapłaciłam! No i co z tego, że zapłaciłaś? Nie kupiłaś całego świata, a tylko możliwość jego obejrzenia zgodnie z zasadami, jakie w nim obowiązują. A szacunek jest pojęciem ogólnoświatowym. Na takie chamstwo pierwsi zazwyczaj reagują przewodnicy czy opiekunowie grup, to oni są na pierwszej linii frontu z turystą, któremu się „wszystko” należy. Współczuję im, bo nie mogą użyć tych niecenzuralnych słów, które mi się cisną na usta. Zazwyczaj staram się odłączyć od takiej wycieczki, ale wtedy tracę możliwość słuchania przewodnika, lepszym sposobem jest udawanie, że nie znam polskiego. Bo wstyd się przyznać, że jesteś z taką panienką z jednego kraju. Dlaczego jedziemy do kraju, którego mieszkańców, historii i obyczajów nie lubimy, ale co gorsza nie szanujemy? Po co ci kobieto w kapeluszu i tobie w sukienusi jakiś Egipt, czy Jerozolima? A siedź sobie w hotelu, nie wychylaj nosa, niech cię nie ogląda świat, niewielka strata. W hotelu obsługa musi znosić twoje humorki i twoje świecące cycki, bo właśnie tam zapłaciłaś, i teoretycznie tam masz prawo i tam ci się należy. Bo hotele na tobie zarabiają i zrobią wszystko byś powiedziała, że fajnie było i że tam wrócisz. Tylko, po co?

Zwiedzając miejsca poza moim własnym grajdołem nauczyłam się, że jak czegoś nie wiem, to się grzecznie pytam, jak nie wiem jak się zachować w synagodze, to pytam, albo patrzę na innych, jak nie wiem czy wypada złożyć ofiarę w świątyni na Bali, to też pytam! Lepiej sto razy zapytać, niż raz się zbłaźnić. Kto pyta, nie błądzi. A co do stroju, to zawsze mam dużą zwiewną chustę, w miarę potrzeby robi za długą spódnicę, zarzuconą na szorty, albo okrywa moje ramiona czy głowę. Bo szacunek dla miejsc świętych obowiązuje wszędzie! I wyrażany jest również przez strój. Niewychowanych turystów, nie tylko z Polski, pora nie wpuszczać do takich miejsc, może właśnie wtedy, gdy zapłacą, a nie wejdą, to coś zrozumieją.

A najważniejsze, to szacunek do każdej napotkanej osoby. Nigdy nie wiesz, kogo kryje szata człowieka.

Polecam , ku przemyśleniu ☺