Jestem Kochanką!

Zanim zaczniecie odsądzać mnie od czci i wiary, połóżcie rękę na własnym sercu i odpowiedzcie sobie na pytanie: czy jestem szczęśliwa w swoim małżeństwie? Czy mam prawo do własnego szczęścia, czy mam prawo być egoistką, czy mam prawo kochać i być kochaną? Czy ten stary, gruby, leniwy, młody, zadbany, pracowity … (Wpisz dowolny epitet pod adresem swojego partnera), Zatem czy on to jeszcze ten wymarzony, wytęskniony ON, prawie, że książę z bajki? Jeśli tak, to możesz nie czytać dalej tego, co chcę napisać, albo przeczytać ku przestrodze? Chociaż, jaka znowu przestroga? Przecież każda z nas ma związek, na jaki zasłużyła! Zatem czytajcie, bo może macie podobnie, a może coś nas łączy, a może dzieli? (Byle nie łóżko, ha, ha, ha..)

Ok, już się przyznałam. To dość trudne. Przyznać przed samą sobą, kim się jest w związku. Zatem jestem kochanką. Dlaczego? Najprościej będzie, gdy powiem, że z zaniedbania. Kilka lat temu, pracując w korpo, wpadłam w klasyczną rutynę: praca, dom, dzieci, pies, praca, dom, dzieci, pies… A właśnie, zapomniałam. Jeszcze mąż. I teraz już wiecie, zapomniałam, że mam męża, bo przestałam dla niego istnieć, fizycznie owszem, nawet mnie zauważał, szczególnie, gdy zmieniałam kolor włosów : Fatalnie wyglądasz, za mocny jakiś ten kolor i skrzywiona mina. Gdy chudłam: kup sobie krem na rozstępy, w twoim wieku, to już się może samoistnie nie wciągnąć. Gdy kupowałam nowy ciuch: nie za krótka ta spódnica? Gdy nosiłam buty na wysokim obcasie: zwariowałaś? Przecież lekarz zabronił! Masz chory kręgosłup! Najpierw cierpliwie tłumaczyłam się przed nim, że to nic takiego, że kolor można zmienić, że mam zgrabne nogi, że obcasy to tylko na chwilę, że w pracy mam pod biurkiem buty na płaskim obcasie… Potem było mi przykro, że nie docenia, że to dla niego się staram być atrakcyjną panią, potem i mi już było wszystko jedno. Skoro on nie chce, to, czemu tylko ja mam się starać.

Na papierosie podczas jednej z przerw rozmawiając z koleżanką, ona spojrzała na mnie i mimochodem rzuciła: Gabi, popatrz, ale ten facet się w ciebie wpatruje, też bym tak chciała, żeby się za mną oglądali w ten sposób. Odwróciłam się i nasze spojrzenia się spotkały. Historia jedna z wielu, zapewne. Romans biurowy. Standard. No, bo niby gdzie mam spotkać mężczyznę? W domu? Już mam. W pracy spędzamy tyle godzin codziennie, że można spotkać czasem kogoś… Nagle okazało się, że pięknie wyglądam, że jestem dużo młodsza niż moje koleżanki (tak wizualnie zostałam oceniona), że zawsze się pięknie uśmiecham, że… (wstawcie sobie wszystkie męskie komplementy…szczere lub nie…) Poczułam się nagle jak Afrodyta! Wyszłam z wody, nowa ja w nowym wydaniu! Zaczęłam dbać o siebie dużo bardziej, staranniej się malowałam, czesałam, sms-y jakie dostawałam powodowały uśmiech na mojej twarzy. Paradoksalnie miałam więcej czasu dla klientów, byłam dla nich milsza, targety sprzedażowe rosły jakoś tak same… W domu sprawy toczyły się swoich tokiem, przestałam się kłócić z mężem, bo wolałam mieć więcej czasu dla Niego. Znalazłam sobie dobrą wymówkę, by uciekać z domu. Zaczęłam pływać, codziennie po pracy leciałam na basen, a potem na randkę. Wysiłek fizyczny i emocjonalne motylki w brzuchu sprawiły, że schudłam. Byłam szczęśliwa! I nadal jestem! Bo ani ja ani on nie mamy zamiaru zostawić swoich rodzin. Bo żadne z nas nie chce opuścić rodziny i dzieci, bo każde z nas ma swoje zobowiązania kredytowe. Czy to, że wzajemnie zaspokajamy swoje potrzeby emocjonalne i fizyczne, to w naszym przypadku coś nagannego?

Tak, moja moralność ma się nijak do oficjalnej polityki „partii i wodza”. Ale za to jestem szczęśliwa JA, a ja szczęśliwa to szczęśliwe moje dzieci, bo mam dla nich dużo więcej cierpliwości, bo to szczęśliwy mąż, bo ma czas i dla siebie, nie musi wysłuchiwać zrzędzenia żony…Dobrych stron jest więcej. Nie mam wahania nastrojów, hormony w pełnym porządku, głowa nigdy nie boli, ciało zaspokojone…

Kiedy się to wyda? Kiedyś może i tak. A może i nie. Alibi zapewniają mi Przyjaciółki. Ale o tym, może następnym razem… p.s. powiedz prawdę, a i tak nie uwierzą… Paradoks współczesności…