Samotność na własne życzenie

Życie układa się parami, chłopcom pechowcom też czasami… śpiewała kiedyś Banda i Wanda w zamierzchłych czasach. Tak mi się skojarzył ten tekst, bo pomyślałam o takiej jednej mojej dalekiej znajomej. Dawno się nie odzywała, aż tu nagle: Słuchaj, bo ja to ciągle taka sama jestem, może Ty, a może ktoś z Twoich znajomych zna kogoś, kto jest sam, kto chciałby się zacząć spotykać, no wiesz… ciągle szukam, a ciągle sama jestem, rodziny bym chciała, a już nie mam pomysłu na siebie… Hmm, w sumie to racja, wolnych samców w niektórych środowiskach brak i już. Trzeba wyjść poza swoją strefę komfortu i poszukać gdzieś dalej. Myślałam i myślałam, i zadzwoniłam do pracy do męża. – Słuchaj, czy Ty przypadkiem u siebie w tej firmie to nie masz jakiegoś sympatycznego singla? Bo wiesz, Halina dzwoniła. A, Halina… Mąż nie wyraził szczególnego zainteresowania, bo jak mi powiedział, Halina już dawno przestała być interesującą kobietą. Miała koło trzydziestki, ani ładna, ani brzydka, przeciętna – tak określił ją mój mąż. No, co Ty! Próbowałam bronić znajomej. Przecież to miła, inteligentna babka! No, dobra. Zgodził się. Zapytam Jacka. I takim to sposobem umówiliśmy dwoje samotnych ludzi na randkę. Halina, gdy tylko usłyszała, że mamy kandydata na kandydata skakała ze szczęścia, głos aż się iskrzył w słuchawce. A potem zadała pytanie: a co ten Jacek robi? Kim jest z zawodu? Jacek jest mechanikiem w warsztacie samochodowym (tu wpisz wszystkie mało prestiżowe według Ciebie zawody, ja nie będę wymieniać, bo dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, ale są osoby, dla których, jak się okazało za chwilę, miało). Mechanik? Prychnęła mi w słuchawkę. No wiesz! Następne prychnięcie Haliny. Zatkało mnie z wrażenia. Myślałam – kontynuowała Halina, że prawnik z własną kancelarią albo chociaż jakiś menadżer średniego szczebla, w najgorszym przypadku. Zatkało mnie, a potem szlag mnie trafił, ale choć z trudem powściągnęłam emocje i odpowiedziałam. Ok, Twój wybór. Więcej mnie nie proś, powodzenia życzę w poszukiwaniach Księcia z Bajki. Przykro mi się zrobiło i głupio przed mężem, że się tak starał, a jeszcze bardziej przed Jackiem. No, bo on przecież też się już nastawił na randkę. I co ja mu powiem, że stanowiskiem nie odpowiada? Myśl, kobieto, myśl. Zadzwoniłam do Ewy. Ta z chęcią się zgodziła. Po spotkaniu z Jackiem była niezwykle zadowolona, nabrała chęci na więcej. Za to Jacek stwierdził, że owszem miła i sympatyczna, ale nie w jego typie, bo jemu podobają się super top model, długonogie i długowłose chodzące wieszaki i koniecznie modnie i drogo ubrane. Cóż, Ewa nie wygląda na call girl. I dobrze.

Te trzy osoby prosiły o pomoc. Otrzymały ją i nie doceniły szansy, jaką dostały. Mogli zacząć nowy etap w swoim życiu, mogli budować nowy związek. Ale nie, oni ganiają wciąż za nieistniejącymi ideałami, ale co gorsze przychodzą do mojego domu i opowiadają jak im brakuje stabilności w życiu, jakby chcieli się do kogoś wreszcie w łóżku przytulić, jak im smutno tak samemu i jak mi zazdroszczą. A mój mąż nie jest prawnikiem, nie ma własnej kancelarii, ot pracuje w biurze, a ja nie jestem super top model, ot kobieta z krągłościami, ale za to szczęśliwa w związku, jaki tworzymy.

Morał z tej opowieści za to jest taki, że zamiast szukać Księcia z Bajki albo Królewny z Zaczarowanej Wieży, warto spojrzeć na siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ja spełniam wymagania, jakie stawiam innym. A na lepsze myślenie polecam Marka Grechutę:

„Nie dokazuj miła nie dokazuj, przecież nie jest z Ciebie taki cud, nie od razu, miła, nie od razu, stopisz serca mego lód”… ☺