Jak wychować kota???

Ha, ha, ha… pusty śmiech! Właściciele i amatorzy kotów powiedzą, że to niemożliwe. Owszem, można oswoić kota, ale wychować? To raczej kot nas wychowuje. Jest jednym z najstarszych zwierząt domowych, ale w przeciwieństwie do psa czy konia, mimo, iż rozumie, co do niego mówimy (O tak, jeszcze jak rozumie! Nie wierzysz? To wypowiedz magiczne słowa: koteczku , głodny jesteś? Gdzie miseczka? A kot natychmiast wskaże ci swoje miski i już z napuszonym sterczącym ku górze ogonem będzie się łasił, byle by szybciej dostać coś pysznego) Kot udaje, że nie jest zainteresowany naszym towarzystwem, on się nie narzuca, on uprzejmie pozwala by go kochano. Jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch pseudo maincoonów, celowo piszę pseudo, bo dostałam kocięta za worek karmy i miały być po mamach main coonach. No, miały. Jedno jest szaro bure i puchate i ma na imię Mokka, a drugie jest rudowłosym potworem o imieniu Karmel. Oba potwory wychowują mnie w temacie porannego wstawania i karmienia o nieboskiej porze: piata pięć, no góra dziesięć. Całą krecią robotę wykonuje Karmel, cudowny stwór o wadze ok. ośmiu kilogramów, który całą swoją mikrą osobą układa mi się na twarzy i mrrrrruuuuczyyy…. Przepięknie mrrrruuuczyyy…. Mruczenie w budzeniu nie pomaga? No, to kładziemy się troszkę wyżej, tak by łapeczkami mięciutkimi jak kuleczka wełny głaskać mnie po twarzy. A że przy okazji zatykane są dziurki w nosie? No, co ty! Taki drobiazg!

Twardo udaję, że mnie to nie rusza. Parę razy zwalam kota na podłogę machając kończynami w różne strony. Kot spada, po czym wskakuje z drugiej strony i zaczyna od początku. Mam jego długie wąsy w nosie, jego mokry nosek całuje mnie w policzek. Nadal twardo udaję, że śpię. Pora na kolejną sztuczkę. Obok łóżka mam szafkę nocną, zazwyczaj na niej leży telefon, który się ładuje, jakaś książka, która namiętnie czytam, butelka z wodą stoi. Dobrze, że już pamiętam, żeby tą butelkę zakręcić po spożyciu. Bo, najpierw ląduje na podłodze telefon. Bęc! Potem książka. Bęc! Przy butelce nie wytrzymuję i się odzywam: ty potworze, daj m i spać! I to jest błąd! Reakcji na głos nie można odwrócić, udać, że jej nie było. Koty już wiedzą, że nie śpię. Do boju wkracza Mokka, która spada na mnie z półki umieszczonej nad łóżkiem. Koniec ze spaniem. Piąta dziesięć. Wstajemy. Miski przygotowane.

Ktoś mi powie, że można to przetrzymać, że w końcu kot się położy na kolanach i przyśnie. Ok. Na pięć minut? Na dziesięć? Wolę wstać o piątej, nakarmić skunksy, a potem jeszcze pospać do pół do siódmej, tym bardziej, że Karmel w dowód wdzięczności przychodzi, przytula się do mnie całym swoim długim ciałkiem i śpi jak dziecko. Najedzone, wygłaskane o poranku. Zasłużył na sen, prawda?